Sinfonia Varsovia
Marek Janowski dyrygent
Krzysztof Penderecki Chaconne in memoria del Giovanni Paolo II z Polskiego Requiem [7’]
Franz Schubert V Symfonia B-dur D. 485 [27’]
I. Allegro
II. Andante con moto
III. Menuetto. Allegro molto – Trio
IV. Allegro vivace
przerwa
Ludwig van Beethoven III Symfonia Es-dur Eroica op. 55 [47’]
I. Allegro con brio
II. Marcia funebre. Adagio assai
III. Scherzo. Allegro vivace – Trio
IV. Finale. Allegro molto – Poco andante – Presto
Kolejne, czwarte spotkanie Sinfonii Varsovii z Markiem Janowskim i Ludwigiem van Beethovenem można traktować jak zaproszenie do tego kręgu Dantejskiego raju, w którym przebywają muzycy: Beethoven, Schubert, Penderecki, a za sprawą muzyki Schuberta także Mozart. Być może widać stamtąd sąsiednie kręgi zamieszkiwane przez postaci, którym swoje utwory poświęcili Penderecki i Beethoven: św. Jana Pawła II i nieznanego z imienia „wielkiego Człowieka”.
Otwierającą koncert Chaconne in memoria del Giovanni Paolo II można odczytać jako hołd Sinfonii Varsovii dla Krzysztofa Pendereckiego, jej wieloletniego dyrektora muzycznego i artystycznego. Występował z nią setki razy w roli dyrygenta, prowadził ją między innymi w prawykonaniu swojej Sinfonietty per archi w 1992, kompozycji dedykowanej zresztą tej warszawskiej orkiestrze. Sama Chaconne, nawiązująca w swojej strukturze do schematu barokowej ciaccony, powstała w 2005 jako późny dodatek do Polskiego Requiem – utworu zamówionego w 1980 przez NSZZ „Solidarność” dla uczczenia ofiar wydarzeń grudniowych w Stoczni Gdańskiej. Utwór komponowany był etapami. Początkowo Penderecki napisał Lacrimosę dedykowaną Lechowi Wałęsie, następnie, w 1981 stworzył Agnus Dei poświęcone pamięci kardynała Stefana Wyszyńskiego, a w 1983 powstały opracowania sześciu fragmentów sekwencji Dies irae, w tym początkowy ustęp upamiętniający ofiary powstania warszawskiego, Quid sum miser – powstanie w getcie warszawskim i Recordare na kanonizację o. Maksymiliana Marii Kolbego. Na przestrzeni ćwierćwiecza pracy kompozytor kilkakrotnie rewidował kształt cyklu i uzupełnił go o szereg nowych części. Skomponowana w roku śmierci papieża Polaka Chaconne stanowi ostatni dodatek do dzieła, które bez wątpienia nazwać można pomnikiem polskiej pamięci historycznej. Wariacje oparte na ostinatowej sekwencji basu stanowią u Pendereckiego środek ukazania niezłomności ludzkiej woli. Ciemny koloryt utworu sytuuje go pośród dzieł dających wyraz konfrontacji wybitnej jednostki z opresyjnym, wrogo nastawionym do indywidualizmu państwem i jego instytucjami.
Siła woli bijąca z utworów Pendereckiego ma swój archetyp w twórczości Ludwiga van Beethovena, a w szczególności jego III Symfonii Es-dur – znanej pod lakonicznym określeniem Eroiki, choć tytuł nadany jej przez autora był bardziej rozbudowany: Sinfonia eroica, composta per festeggiare il sovvenire d'un grand'Uomo, co znaczy dosłownie „symfonia bohaterska skomponowana dla uczczenia pamięci wielkiego Człowieka”. Adresatem dedykacji miał być podobno początkowo Napoleon, ale kiedy ten koronował się na Cesarza Francuzów, kompozytor odstąpił od zamiaru poświęcenia mu swojej heroicznej symfonii. Beethoven poświęcił więc swoją symfonię Człowiekowi pisanemu od wielkiej litery, Człowiekowi w ogóle. Z nowatorskiej formy utworu daje się odczytać jasny przekaz. Oto po początkowym Allegro con brio – utrzymanym w klasycznej, jeśli chodzi o ogólną tendencję, lecz oryginalnie rozwiązanej w szczegółach formie sonatowej – następuje podniosły i poważny Marsz żałobny. Następujące po nim Scherzo przeciwstawia śmiertelnej powadze poprzedniej części radosną witalność. Opozycja życia i śmierci, stagnacji i witalności to jeden z ważniejszych podejmowanych przez Beethovena tematów. Finał zaś przyjmuje formę wariacji, których temat wywodzi się z wcześniejszego utworu kompozytora – baletu Twory Prometeusza. Kolejne warianty prometejskiego tematu symbolizować muszą zatem kolejne bohaterskie czyny dokonane przez wielkiego Człowieka, któremu kompozytor poświęcił swoje dzieło.
Pomiędzy dwoma utworami składającymi hołd wielkim jednostkom znalazła się w programie V Symfonia B-dur D. 485 Franza Schuberta, najskromniejsza obsadowo i najbardziej optymistyczna ze wszystkich symfonii wiedeńskiego kompozytora, daleka od heroicznego wyrazu kompozycji Beethovena i Pendereckiego. Ją także można traktować jako hołd dla wielkiego Człowieka, który zdobył serce 19-letniego kompozytora i nieprzerwanie od lat dzierży palmę pierwszeństwa w prywatnych kanonach melomanów na całym świecie. Chodzi oczywiście o Wolfganga Amadeusza Mozarta. Symfonia B-dur przedstawia nam zasłuchanego w muzyce Mozarta Schuberta, który 13 czerwca 1816 roku – na krótko przed rozpoczęciem prac nad utworem – zapisał w swoim prywatnym dzienniku pełne entuzjazmu słowa apostrofy do mistrza: „Mozarcie! Nieśmiertelny Mozarcie! Ileż niezliczonych wrażeń, jaśniejszego, lepszego życia odcisnąłeś w naszych duszach!”. V Symfonia B-dur Schuberta zaświadcza o tym lepszym, jaśniejszym miejscu, które swoją muzyką stworzył Mozart. Cztery części prowadzą przez dobrze znany świat klasycznej formy symfonicznej: ruchliwe, szybkie Allegro, rześka część wolna Andante con moto, żwawy menuet w tempie Allegro molto i króciutki finał Allegro vivace. W takim świecie – zbudowanym z klarownych reguł i przyjemnego dla ucha materiału – każdy miłośnik muzyki może poczuć się bezpiecznie i szczęśliwie.
Paweł Siechowicz